Wiecie co ... to mi się dawno nie zdarzyło.
Postanowiłam przedwczoraj zgrzeszyć - ot tak nic wielkiego :)
Myślę sobie lodzik --> taki mały ! Plan był prosty - zamiast IV posiłku szaleństwo. I najlepsze jest to, że jak już kupowałam te lody to po pierwsze nie wiedziałam jakie - dużo tego, we wszystkich widzę same E itp. substancje. Kolory, barwy, wzory - wybór niesamowity a ja tak stałam, patrzyłam i wcale mnie dziś to nie cieszyło :) Ale skoro ma mnie to chronić przed napadem późniejszym na wszystko co słodkie, jak postanowiłam tak uczyniłam i wyszłam z lodami ze sklepu :) Uwielbiam czekoladowe cuda we wszystkich odcieniach i z takimi wyszłam. A czekolada z kawą = szaleństwo :)
Bilans - 1/3 opakowania wylądowała w moim brzuszku.
Bilans - 1/3 opakowania wylądowała w moim brzuszku.
Efekt - 30 min po lodach ból brzuszka.
Wniosek - za tydzień wybiorę inny #cheatmeal !!
Skoro mowa o #cheatmeal to przypomnę krótko co to jest.
Osoby na czystej diecie doskonale wiedzą, że przychodzi taki moment kiedy organizm domaga się tego czegoś. Najgorzej jest latem wiadomo - wszędzie lody, piwa, grille itd a Ty bądź na czystej diecie :) Ale skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć i B ... Zatem #cheatmeal to właśnie "to coś" - haha. Codzienna, często monotonna dieta to taki reżim psychiczny. Są różni ludzie, różne charaktery. Jednym dieta przychodzi łatwiej, innym trudniej. Nie jestem miłośnikiem garów a tym bardziej gotowania, pieczenia itd. stąd moja dieta jest monotonna - kurczak, ryba, ryż, indyk, tuńczyk. Cheatmeal pozwala zatem raz w tygodniu na małe szaleństwa, żeby nie zwariować. Posiłek taki może być do 1000 kcal - czyli chcesz pizze, jesz pizze. Chcesz ciasto zjedz ciasto. Ważne by z jednej pizzy nie zrobiły się dwie, a z 2 kawałków ciasta cala blacha - haha. I tutaj też trzeba mieć stalowy charakter ... Żeby wiedzieć kiedy przestać !!
Co do mojego #cheatmeal to przyznam się, że mam je raz lub 2 razy w tygodniu. Jeden na słodko, jeden w postaci obiadu :) :) Poprzednim razem próbowałam bez #cheat wytrzymac jak najdłużej. Kończyło się to niestety napadem na wszystkie lody świata i zajadaniem ich dzień w dzień. Zatem wychodziłam na tym gorzej. Odnalazłam swój sposób i myślę, że każdy z nas powinien sam zdecydować na ile sobie może pozwolić.
Ale dlaczego? Po co? Każdy czit to uderzenie w organizm. Mądra dieta uwalnia od napadów głodu i zachcianek. Oczyść się i ustabilizuj hormony - zrozumiesz o czym mówię. Za zachcianki odpowiada insulina :-)
OdpowiedzUsuńHormony ustabilizuj .... i piszesz to Kobiecie :) Oczyść się ... rozwiń myśl - będę wdzięczna.
UsuńZrób eksperyment (jeśli starczy odwagi :-)) 5 dni. Przez 4 dni: codziennie ugotuj 10 - 20 jajek na twardo i przygotuj 2 kostki masła ekstra, litr śmietany minimum 30%, sporo wody.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem gdy poczujesz nawet lekki głód - zjedz jajko lub dwa. Na każde dwa jajka zjedz ćwiartkę kostki masła i małego pomidora. Możesz popijać śmietanę i/lub wlewać ją do kawy :-) Nie licz kalorii, nie skupiaj się na fakcie, że jesz tłuszcz. Wieczorem policz zjedzone jajka i zważ pozostałe masło i śmietanę, wynik zapisz ale nie licz kalorii. Pij dużo wody.
Piątego dnia dodaj do każdego posiłku małego ziemniaka (młode są idealne). Piątego dnia możesz się również zważyć. Powinnaś być:
- zdecydowanie lżejsza o jakieś 2 kg
- spokojna, ale jednocześnie pełna energii
- zrelaksowana i oczyszczona z chęci na słodkie (chociaż dwa pierwsze dni mogą być ciężkie)
I teraz powoli wróć do swojej normalnej diety. Tzn. idealnie gdybyś mogła sobie pozwolić na dzień głodówki o wodzie (wiem - głodówki to syf, ale 24 godziny raz w miesiącu "resetują" metabolizm), a potem powoli dochodzić do normalnej kaloryczności: 1 dzień - 2/3; 2 dzień - 3/4; 3 dzień - 1/1.
Taka akcja raz w miesiącu bardzo ładnie stabilizuje gospodarkę hormonalną.
Wiem. U kobiet to wygląda inaczej. Zostałyście Panie stworzone po to - czy Wam się to podoba czy nie - urodzić potomstwo. A to nie byle misja! Wasz organizm co miesiąc przeżywa gruntowne przygotowania do tych kilku godzin cyklu owulacyjnego, podczas których może dojść do poczęcia nowego życia. Między innymi całe ciało dokonuje solidnej analizy: "Czy stać mnie na utrzymanie płodu?", albo inaczej mówiąc: "Czy w moim organizmie mamy środowisko anaboliczne?" Gwarancją utrzymania płodu są solidne rezerwy, czyli te malownicze wałeczki tłuszczu. Może się mylę, ale poniżej pewnego %BF ustaje owulacja. Czyż nie jest tak? Jeżeli rezerwy są skromne, to mózg otrzymuje wysyła sygnały: "potrzebny tłuszcz zapasowy - zatroszcz się o niego" Najprostszym sposobem zdobycia tłuszczu jest zjedzenie węglowodanów (one po to są - ta brutalna prawda ma głęboki sens przyrodniczy). I wtedy najczęściej dopada Was ta cholerna chęć na słodkie. Jeżeli taki moment przychodzi po kilku tygodniach/miesiącach katowania silnej woli, to szanse na wyjście z opresji obronną ręką są niewielkie. A słodkie uzależnia jak wszystko co pobudza ośrodki przyjemności w mózgu :-) Taki węglowodanowy detoks na pewno pomoże przechodzić kryzysy z godnością.
Oczywiście po takim pięciodniowym eksperymencie można jeść nie tylko jajka, ale każdy rodzaj tłuszczu zwierzęcego :-) Na początku jednak warto wyznaczyć swoje faktyczne zapotrzebowanie na białko. Bo wszelkie bzdurne kalkulatory i teorie o "gramach na kgmc" to tylko statystyka, zaś statystycznie to koń i jeździec mają po 3 nogi. Pozdrawiam :-)
Wow - o tym to jeszcze nie słyszałam :) Jajko w porządku mogę jeść ale pół kostki masła ?!?! Nie ma innej opcji ? Jakiejś mniej drastycznej ? dawno masła nie jadłam a w takiej ilości to może być wstrząsające haha. Głodówka raz w m-ącu 24 godziny na wodzie - to nie problem.
UsuńTeraz taką akcję powtarzać raz w m-ącu ?!
ps. Na tą chwilę muszę to przemyśleć :) :)
Tu trik jest zaczerpnięty z diety Kwaśniewskiego. Na każdy gram białka - TRZY gramy tłuszczu i PÓŁ grama węglowodanów. Jesz do syta i nie możesz poczuć głodu. Masło można zastąpić... smalcem :-D Wątpię czy taka alternatywa przypadnie Ci do gustu :-D
UsuńMasło jest jednym z najbardziej wartościowych składników odżywczych. O jajkach nie wspominam nawet. Kluczem takiego - nazwijmy to eksperymentu - jest tłuszcz. I to pełnowartościowy, zwierzęcy. On reguluje wszystko. Bez insuliny nie ma szansy odłożyć się w bioderko, a 4 - 5 dni to bezpieczny czas zanim organizm uruchomi sobie inne mechanizmy gromadzenia tłuszczu. Polecam prześledzenie wątku LCHF na FB i Googlach. Sporo sportowców wyczynowych rezygnuje z węglowodanów. I cholesterolu też się nie bój :-)
Sprawdzałem na sobie niemal wszystkie sposoby zapanowania nad wagą. Dopiero takie jedzenie daje mi poczucie stabilizacji, bez absurdalnych skoków wagi, po zjedzeniu np. ciastka. Rekord? 8 kg więcej na drugi dzień po solidnym wieczorze przy szwedzkim stole. Jeżeli ktoś nie planuje zmiany swoich nawyków na stałe (ja tak zrobiłem) to warto np. jeść tak 5 ostatnich dni w miesiącu, albo 5 pierwszych.
Dla masłofobów sprawdza się opcja "lodowa". Można utrzeć masło ze słodzikiem i śmietaną i zajadać się takimi "lodami". Ja nie widzę sensu, ale jak ktoś lubi :-) Zaawansowani tłuszczowcy zagryzają takie delicje czarnymi jagodami (ja borówką amerykańską), ale na początku odradzam. W ogóle do niczego nie namawiam :-) Taka ciekawostka :-)
Na tą chwilę opcja jedzenia masła łyżką wydaje się nie do pokonania :) Ale wszystko kwestia umysłu wiadomo ... Pozostałe dni w miesiącu jesz też zgodnie ze schematem Kwaśniewskiego ?
UsuńStaram się. Po pewnym czasie to wchodzi w nawyk. Po prostu wiem ile czego muszę zjadać. Przyjąłem sobie, że 1/4 kostki masła, albo 100-150 ml śmietany (36%) ekstra to jest jeden posiłek. Do tego kawałek mięsa, 2-3 jajka i pomidor, ćwiartka główki sałaty (trochę szkoda energii na trawienie takiego niskokalorycznego gówna), albo niewielki ziemniak.
UsuńEnergię do działania/ćwiczenia masz z tłuszczu (i to w pierwszym gatunku). Białko z mięsa/jaj/źółtek, a węglowodany z warzyw/owoców jagodowych/a nawet kostki, czekolady. Człowiek nie potrzebuje więcej niż 50-100 gramów węglowodanów dziennie. Ot, tyle żeby uruchomić procesy regeneracyjne w zmęczonym ciele. Nieprawda, że mózg bez węglowodanów umiera :-D Organizm potrafi się doskonale wyżywić we własnym zakresie. Zawsze może zlecić wątrobie produkcję ciał ketonowych.
Dla lepszej regeneracji dzień po ciężkich treningach warto zakończyć pieczonym kartoflem tuż przed snem. Sen przychodzi wtedy głęboki, regenerujący i pełen snów, a rano aż kipi się od siły.
Co do masła... To i tak jest opcja light. Gdybym chciał komuś pomagać w gubieniu sadła to poleciłbym smalec, najlepiej gęsi, albo nawet łój wołowy. To są tłuszcze o największej wartości biologicznej. Czy nie zjadłabyś masła łyżką? Zjadłabyś. Wystarczyłoby je utwardzić, dodać miazgę kakaową i cukier. Czy czekolada jest czymś innym? Ba! Jest znacznie gorsza, bo zamiast masła ma margarynę albo olej palmowy. Bez problemu można wyprodukować tłustą czekoladę na słodzikach itp. Ostatnio jakieś ciastka piekłem z jajek, masła i orzechów. Przerost formy nad treścią w sumie :-)