wtorek, 13 sierpnia 2013

Intensywnie z S4

Kasia:
Jedno szkolenie trwa i trwa, co by tu porobić w międzyczasie?
Internet, google, znalazłam i już jestem zapisana! 
Tydzień od 1 do 7 lipca to tydzień pod tytułem - Wakacyjne Szkolenie Intensywne w S4.


Trochę się bałam, bo nie chodzę na 'normalny' fitness i nie wiem czego się spodziewać. Przed oczami mam fitness a'la Jane Fonda =P Ale ja nie dam rady??? Pewnie, że dam!
Dzień pierwszy, ocena sytuacji.


Jesteśmy. Siedzimy. Grzecznie czekamy na... no właśnie, na co czekamy?
Godzina 9:00 weszli na salę: Pan Arkadiusz (później już nasz Pan trener kochany Arek =P ) i Pani Patrycja (potem już Patrycja). My milczymy oni mówią. Kilka słów wstępu i przedstawienie. Swojej dotychczasowej 'przygody' z fitnessem (gdzie chodzimy, ile lat już chodzimy na fitness), swoich zainteresować dot. ćwiczeń i formy zajęć, oczekiwań. No to od lewej...Ania, (chyba się spóźniła, ale do tej pory nie widziałam żeby zrobiła swoje 40 karnych pompek), Beata, Agata, Karolina, Justyna, Paulina, Ania, Karolina, Asia. Wszystkie od x-lat chodzą na zajęcia, nie dość, że wiedzą co to mambo to jeszcze potrafią zrobić podwójne mambo, jakby się uparł to pewnie i salto w międzyczasie by ogarnęły ;) Ja na razie nie wiem co to, ale czuję, że jak się dowiem to nie zawaham się go użyć. Kolej na mnie... Jestem Kate. Moja przygoda z fitnessem zaczęła się nie tak dawno, ale od razu intensywnie. Ewa Chodakowska i ruszyło! Pokochane do końca życia, każdy rodzaj aktywności! Dlatego tu jestem. Czego nie potrafię to nadrobię, nie boję się i żadne mambo, heel back'a, a nawet trzy kolana mnie nie przestraszą! Interesuję się wszystkim od stepu, wzmacniania, interwałów, przez trening funkcjonalny, crossfit na trx nie kończąc, bo z chęcią zaprzyjaźnię się z Bossu, kettlebell, sztangą... wdech, ale chyba na tym skończę, bo wszyscy zrozumieli ;)  
Mnie juz zaczęło nosić, chciałam coś poćwiczyć, ale pierwszy dzień był statyczny. Trochę wstępnych informacji, których słuchałyśmy w skupieniu, a na deser wykład z anatomii.






Wkład był super, bo była teoria i praktyka. Zaczęliśmy od czaszki...przez mięśnie białe, czerwone, antagonistyczne, synergistyczne, najszerszy grzbietu, pośladki... dużo wiedzy przekazanej w takiej formie, że nie sposób nie zapamiętać.

Dzień drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty...
Z kawą wpadałam do sali, głodna wiedzy i praktyki. I się doczekałam. 
Układanie choreografii na stepie i na podłodze. Wszystko symetrycznie z tranzycjami jak należy. Mimo tego, że to nie moja bajka to się starałam. Zwłaszcza jak Arek i Patrycja pokazali nam co potrafią. Szczęka mi opadła, a zbierając ją z podłogi pomyślałam, że dobrze trafiłam, bo szkolą mnie najlepsi.
Przez kolejne dni skupialiśmy się na treningu wzmacniającym, na zasadach panujących podczas zajęć fitness, na tym, kto jest synergistą, a kto antagonistą przy robieniu przysiadu czy wykroku. 


Wszyscy skupieni, słuchają Arka, a drugi plan jak zwykle na opak =P
Były też dni, po których na twarzy miałam uśmiech od ucha do ucha, bo cały dzień ćwiczyłyśmy. Wychodząc ze szkolenia, wracając do domu, kładąc się spać i wstając rano, w sumie to każdy mój krok przypominał mi co robię, tak bolały mnie łydki ;) Ale to bardzo przyjemny ból, który dawał do zrozumienia, że ćwiczę na palcach, a powinnam stawiać całe stopy na podłodze. Uwierzcie, teraz to wiem! Podsumowując przekazaną mi wiedzę - zasypana zostałam ogromem wiadomości. Arek przy każdej okazji mówił o technice wykonywania ćwiczeń, o mięśniach, przyczepach... zasypywał nas wiedzą na każdym kroku. Do mnie trafiało to lepiej, niż czytanie materiałów na 'sucho'. 
Rozgrzewka i jej znaczenie, wzmacnianie i wszystkie elementy poprawnie wykonanego treningu, który oprócz spocenia da również zamierzony efekt, aż do rozciągania. Było o wszystkim, co powinnyśmy wiedzieć. Teoria przeplatana z praktyką, sytuacje 'z życia wzięte', pierwsza pomoc, cały wachlarz ćwiczeń wzmacniających, mambo, V-step, Heel Back. Nawet nie wiem, kiedy minął ten tydzień. Ale minął, więc z przyjemnie 'palącymi' łydkami i głową pełną nowo nabytej wiedzy poszłam na egzamin.
Najpierw teoria - test zdany. Potem praktyka - 55 minutowy trening wykonany.  Jestę trenerę =D
Wiem, że to tylko papierek, bo fitness to moje życie od dawna, ale szczęśliwa odebrałam legitymację =)










Co do atmosfery panującej na szkoleniu - od pierwszego dnia nie do opisania =)
Zgranie grupy - 20 punktów na 10 możliwych. Kontakt z prowadzącymi tak samo. Było luźno, śmiesznie, ale jak trzeba było to i poważnie. Nikt nikogo nie oceniał, pomagałyśmy sobie nawzajem i żałowałyśmy, że to szkolenie takie intensywne, bo 7 dni minęło błyskawicznie. Nawet po szkoleniu cała grupa utrzymuje kontakt. Spotykamy się w dresach, żeby razem poćwiczyć i poza zajęciami, zakładając 'normalne' ubrania i idąc po prostu pogadać. Każda z nas miała swoje pięć minut, dlatego poznałyśmy się na szkoleniu i dalej poznajemy.
Jeszcze kilka słów o ostatnim dniu. 
Szybko zapomniałam o egzaminowym stresie. Ania Sz. musiała wcześniej wyjść, ale jak to Ania, w recepcji zostawiła nam mały prezent. Więc szkolenie podsumowaliśmy i uczciliśmy łykiem bąbelków z dodatkiem malin. Nie ma co pisać, zobaczcie sami =)

  




I na koniec zdjęcie mówiące wszystko i podsumowujące atmosferę =)
Jeśli ktoś ma ochotę zrobic kurs instruktora fitness to z całym przekonaniem polecam S4 =)

 

2 komentarze:

  1. Widzę, że dużo zabawy i radości. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Treningi i dbanie o formę stały się ostatnio bardzo popularne. Warto jednak zdecydować się na treningi pod okiem wykwalifikowanego trenera, aby nie nabawić się kontuzji.
    _______________________________________
    https://adrianbugno.pl/

    OdpowiedzUsuń