czwartek, 18 lipca 2013

Szpilka Runs The Night ;)

Kasia:
Niedziela, godzina 8:30, 'normalni ludzie chyba jeszcze śpią', ale nie Szpilki.
Ja lecę na Crossfit, zobaczyć o co w tym tak na serio chodzi, a Gosia z tego co widziałam na zdjęciach biegała po schodkach. Aktywna niedziela rozpoczęta i na tym nie koniec!


 
Crossfit mega! Podoba mi się atmosfera, ludzie (pozytywnie zwariowani), skakanki, sztangi, pudła...wszystko. Zapisuję się!
Ale zanim Crossfit, pojechałam do domu naładować baterie przed nocnym biegiem - She Runs The Night. Ostatnio bieg odwołali, bo w stolicy była powódź, więc zmartwiło mnie te kilka kropli, które spadły rano. Ale nie będę martwić się na zapas. W deszczu też dam radę.
Doładowana? Tak! Koszulka jest? Tak! Opaska i chip mierzący czas jest? Tak! Buty na nogach? Tak? Idziemy? IDZIEMY!

Na górze po prawej widać wojnę brand'ów, ale wyszłam z założenia, że razem możemy więcej. Myślę, że i w skarpetkach adidas'a mnie wpuszczą ;)

Punkt 15:00 byłam na miejscu. Melduję się grzecznie i słyszę, że jeszcze nie wchodzę, bo wejście od 16:00. 
K: Ooooo nie proszę pana, ja mam informację, że od 15:00. Przecież nie będę tyle czasu czekać. 
Miły pan: Gdzie taką informację Pani widziała? Proszę mi pokazać.
K: O tutaj! 
Pokazałam na stronie, że wejście od 15:00
MP: A to przepraszam, może pani wejść.
I poszłam...


Byłam pierwsza. Wokół kręcili się organizatorzy i dopinali wszystko na ostatni guzik. Pan przez mikrofon kazał sprzątać teren wokół siebie, ale to chyba nie do mnie. Postanowiłam się rozejrzeć i poszukać 'atrakcji' jakie miało oferować miasteczko. Mogłam wybrać namiot z ubraniami Nike, w które można się było przebrać, zrobić sobie pamiątkowe foto i otrzymać rabat na wybrane rzeczy - to później. Malowanie paznokci - też może poczekać. Kawa, batoniki - jadłam i piłam przed wyjściem. Ruszyłam do namiotu BMW ;) Co poradzę, że lubię. Poszłam i od razu pojechałam na jazdę próbną. Była moc, ale ruch uliczny mnie przyhamował ;) Mam nadzieję, że podczas biegu nikt mnie nie będzie hamował i dodam gazu.

Dołączyłam cennik, jaby był ktoś zainteresowany kupnem ;)
No ale nie przyszłam tu jeździć (chociaż mogłabym). Mam szansę pojeździć w weekend jeśli przybiegnę do mety 4, 44 lub 444. Wish me luck!
Potem zwiedzałam kolejne namioty. W pierwszym jak na kobietę przystało pomalowałam paznokcie.

W kolejnym poznałam, porozmawiałam z trenerami personalnymi i
byłam na mini wykładzie dietetycznym. Potem kawa,przebieranki w stroje sportowe, kilka zdjęć, rozmowy ze znajomymi...czas leciał szybko.



Tak się kręciłam po miasteczku, wszędzie mnie było pełno, aż trafiłam na konkurs. Co trzeba było zrobić? Przyjąć pozycję 'plank' tzw. 'deski' i utzrymać pozycję jak najdłużej. Coś dla mnie! Nigdy nie sprawdzałam ile bym mogła wytrzymać, więc mam okazję. Dziewczyn zgłosiło się sporo, więc walka zapowiadała się na długą ;)
Pozycja 'plank' i zaczynamy!


Minuta...dwie...trzy, nikt nie odpada. Cztery, pięć...odpadła pierwsza zawodniczka. Zaczęło mi się trochę nudzić, więc wzięłam telefon i napisałam Szpilce Gosi, że biorę udział w konkursie i właśnie zastygłam w pozycji 'deski', ale z nudów przeglądam facebook'a. Jurorzy stwierdzili, że chyba mamy za łatwo, bo rywalizacja jest zacięta. Nie wiem czy przeze mnie i mój telefon, ale postanowili dodać odrobinę utrudnień. Składanie rąk, jedna ręka przed siebie, noga do góry, high plank... była walka, ale... WYGRAŁAM!!! Ponad 13 minut w pozycji 'plank' =) 




Dziewczyn przybywało z każdą minutą. Zanim się obejrzałam miasteczko  zapełniło się po brzegi. Nadszedł czas na wspólna rozgrzewkę... 6000 uczestniczek zaczęło skakać, biegać w miejscu. Genialnie! Lidka, która poprowadziła rozgrzewkę dodała nam POWER'u!
Znalazłam Kasię, z którą umówiłam się na wspólny bieg i punkt 21:00 udałyśmy się w stronę linii startu. Tłum niesamowity! 
Do biegu...gotowe...START! I się zaczęło.Biegłyśmy swoim tempem. Wyprzedzałyśmy kolejne uczestniczki, a inne wyprzedzały nas. Oczywiście nie chciałyśmy pokonać tylko podstawowych 5 kilometrów, więc skręcałyśmy w każdą z trzech przygotowanych dodatkowych pętli (proof: http://www.sherunsthenight.pl/wyniki/4288)
Była muzyka, światła, moc, energia. Ludzie nam kibicowali, co dodawało sił!
6,5 kilometra minęło niesamowicie szybko, a my przekraczając linię mety chciałyśmy więcej!!!



Nic dodać, nic ująć... było niesamowicie pozytywnie!!!
Dzięki Kasia za towarzystwo podczas biegu. 
Oby więcej takich imprez ;)

Krótka fotorelacja: 












 


 I na koniec zasłużony 'medal'!

2 komentarze: