niedziela, 12 maja 2013

Wyciskanie, pompki, rozpiętki, czyli trening klaty.

Kasia:
Poranek przed szkoleniem wyglądał dosyć normalnie. Prysznic, śniadanie, zapakowanie prowiantu na przerwę obiadową (to wszystko razy dwa, bo szpilki są dwie - Gosia i Kasia) i w drogę. Z Gosią zawsze jesteśmy przed czasem. Mamy więc chwilę żeby kupić jeszcze kubek kawy i pogadać. Dziś tematem szkolenia miał być trening klatki piersiowej. Gosia, wiesz coś na ten temat? Bo ja mało. W swoim życiu na siłowni, a dokładniej na maszynach spędziłam w sumie kilka godzin. A o treningu klatki nie wiem za dużo. Znam rozpiętki i wyciskanie na ławce. Ale po to się szkolę, więc na pewno będę chciała sama wszystkiego spróbować. I tak też było. Po wstępie teoretycznym przyszedł czas praktyki. Ławka pozioma nie wyglądała groźnie. Sztanga też nie była ciężka...nie była na początku, ale jak koledzy ze szkolenia (widać, że siłownia nie jest im obca) zaczęli korygować moje błędy zrobiła się chyba cięższa. Ale nie dodali obciążenia, bo przecież wszystko widziałam. Źle wykonywane ćwiczenia oprócz kontuzji mogą nie przynosić oczekiwanych efektów. Dlatego pewnie po czwartkowym treningu bicepsów, o którym kiedyś pisałam bolały mnie tricepsy. Ale już wiem jak obchodzić się ze sztangą na ławce poziomej i skośnej. Hantle też opanowałam. Na tle obecnych na siłowni w tym czasie siłaczy, którzy tracili siódme poty, rozpiętki z hantlami o wadze 4 kg nie są może wyczynem, ale mi wystarczy. Nie będę porównywała swoich wyników to pana obok, który na oko jest ode mnie dwa razy cięższy, jego bicepsy są wielkości moich ud i na hantlach zamiast mojej skromnej 4 widnieje liczba 25, bo nie o to tu chodzi. Ja oczywiście od razu bym chciała podnosić więcej niż jestem w stanie, taki mam charakterek. Ale lepiej powoli i skutecznie zacząć od 4 niż sobie coś uszkodzić dorzucając sobie jeszcze 10. Ławki, sztangi, hantle, raz z głową w górę, raz w dół. Zaczyna mi się podobać. 







Maszyny też oswoiłyśmy. Teoria hmmm zawiła, ale jak już wiedziałyśmy praktycznie co i jak wykonywać szło nam na prawdę dobrze. Ja jestem taka, że zanim zacznę korzystać z maszyny muszę całej dokładnie się przyjrzeć. Ale to plus dla mnie, bo potrafiłam od razu wyregulować wszystkie niezbędne pokrętła tak, żeby zająć dobrą pozycję do wykonania ćwiczenia. Po dostosowaniu wysokości siedzenia moje ramiona tworzyły z przedramionami wzorcowy kąt prosty, przedramiona z łokciami przykleiłam odruchowo do poduszek oporowych i...ja ćwiczę! =) Jedno o czym często zapominałam to oddychanie. Nie całkiem, bo ze szkolenia wróciłam żywa, ale prawidłowe oddychanie jest bardzo ważne. Oddychaj Kaśka, wdech i wydech, wdech...
Maszyny są przyjemne i nie należy się ich bać. Mam już temat na następny post - siłownia dla kobiet. Obalę całą masę mitów. Tak, masę. Z tym słowem też się trzeba oswoić i się go nie bać! Gosia właśnie skończyła opanowywać linki na wyciągu, ja rozmyślałam o obalaniu mitów i walce ze stereotypami, a prowadzący ogłosił przerwę. Dobrze, bo już robiłam się głodna, a czekała na nas pyszna, zdrowa i kolorowa sałatka. Węgle i białko w towarzystwie świeżych, krojonych dziś rano warzyw. Mniam! Po 30 minutowej przerwie poszliśmy na salę znów szkolić się teoretycznie. Mimo tego, że zdecydowanie bardziej od słuchania teorii wolę praktykować z chęcią słuchałam o tym dlaczego powinno się urozmaicać treningi, dlaczego należy zwiększać obciążenia, a nawet o klasyfikacji włókien mięśni szkieletowych i metodyce treningu pod tym kątem. Wszystko nam się przyda.
Niedziela upłynęła szybko i pracowicie. Prawda Gosia? Dojechałaś już do domu?
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz